Cholernie Męska Definicja Miłości, Część 6: To musi być miłość

nogi

– Zostawcie mnie z nim sam na sam, już ja się dowiem, co mu odbiło… – powiedział Bonk i zamknął drzwi do składziku. Ja z Grzesiem stałem na zewnątrz i nie wierzyliśmy. Piotrek…

– Ale nie zabijesz go? – zapytał Grześ, kiedy Bonk zniknął za drzwiami swojego magazynku.

– Jeszcze nie wiem… – odparł Bonk, a pisk blaszanych drzwi uświadomił nas, że teraz mamy mu nie przeszkadzać.

– Nie bój się, Piotrka znamy od lat. Bonk chyba nie zrobi mu krzywdy. Przecież przywiązał się do niego bardzo mocno – uspokoiłem go.

– No okej, ale to Piotrek na Boga! Kto by się spodziewał, że nic nam nie powie?! – panikował Grześ wymachując łapkami.

– Weź się opanuj! – krzyknąłem. – Już nic nie możesz zrobić! Zostało nam tylko czekać!

No więc staliśmy przed magazynkiem czekając na to, co będzie się działo…

bonkower

Piotrek otworzył oczy i poczuł, że jego ręce są skrępowane, a on sam przygwożdżony do jakiegoś starego drewnianego krzesła.

– C, co się stało? Gdzie jestem? – pytał, mrużąc oczy, bo stuwatowa żarówka wycelowana w jego twarz nie pozwalała ocenić gdzie w ogóle się znajdował.

– Wiesz Piotruś… – zaczął Bonk stojąc za jego plecami. Odpalił papierosa, zaciągnął się i mówił dalej – Wychowywałem się w mieście, w miejscu, z którego pochodziła cała chuliganka miejscowego klubu piłkarskiego. Nauczono mnie, że prawdziwi przyjaciele nie mają przed sobą żadnych tajemnic, a Ci, którzy je mają – nie są przyjaciółmi…

– Bonk? To ty? – zapytał próbując uwolnić związane ręce.

– Przyjaźń to jedność… Jedność nie ma prawa różnić się w swojej własnej materii. – odparł nie zwracając uwagi na słowa Piotrka. Podszedł do półki wiszącej na ścianie. Było tam radio.

– Pytasz się, co się stało? Zaraz się tego dowiemy. Na wszelki wielki zagłuszę twój krzyk muzyką…  – powiedział i pstryknął guzik.

(dla efektu wciśnijcie play i niech muzyka leci, a wy czytajcie dalej…)

– To, że włączył muzykę, nie oznacza, że go zabije…

– On zginie!!! Mówię ci!

Bonkers2

– No więc Piotrek, powiedz mi, dlaczego ukrywałeś przed nami fakt istnienia tej dziewczyny? – zapytał Bonk starając się spojrzeć w oczy koksa, który teraz był bardzo malutkim człowieczkiem.

– Dlaczego nam nie powiedziałeś? Nie jesteśmy przyjaciółmi?

– Nie o to chodzi… – odpowiedział spuszczając głowę. Był jakiś smutny, nieobecny, zagubiony. Mateusz zaciągnął się, a dym wypuścił prosto w jego twarz. Piotrek nie lubił dymu papierosowego i normalnie by za to zabił, ale teraz prawdopodobnie nawet go nie poczuł.

– No więc o co chodzi? – kontynuował strzepując popiół.

– Mam kurwa dosyć! Dosyć tego jebanego, gejowskiego towarzystwa! – krzyknął nagle. – W kółko tylko łazimy jak pieprzone pedały, żaden z nas nie potrafi znaleźć szczęścia w miłości, bo mamy się za nieudaczników, ale nikomu nie przyszło na myśl, że może nimi nie jesteśmy?!

– To dla ciebie problem?! – krzyknął, nie pozostając dłużnym.

– Tak, w tym! Zachowujemy się jak jebane cioty! Nie widzisz tego Bonku? Nasza czwórka rozpada się! Przepowiednia nie ma tu żadnego znaczenia! To koniec naszej paczki, a ja nie mam zamiaru być samotny! Ja chcę znaleźć szczęście…

Ostatnie zdanie wypowiedział po cichu, prawie niesłyszalnie. Tak, jakby sam nie wierzył we własne słowa…

jamy

– Słyszałeś? – szepnął Grześ.

– Co? – zapytałem po cichu.

– Właśnie nic! Najpierw się darł, a teraz cisza. On go zabił, nie ma zmiłuj!

– Myślisz?

– Nie znasz Bonka? Przecież wiesz, że od owieczki do wilka, to u niego niedaleka droga…

– Chuj, poczekajmy jeszcze trochę…

– A potem?

– A potem wkraczamy…

piotbo

Dym leniwie sączył się z papierosa. Mateusz patrzył na twarz Piotrka i widział w jego oczach, jak szargają nim różne uczucia – te dobre, jak i te złe.

– Nie o to chodzi, że nie byłem z wami szczęśliwy. – zaczął w końcu Piotrek, przerywając głuchą ciszę. – Nie mogłem trafić na lepszych ludzi, ale ja czuję, że w końcu przestaniemy być jednością. Każdy z nas będzie musiał znaleźć nową, najlepiej taką na wieki…

– Chcesz poczuć czym jest miłość… – wysnuł Bonk. Piotrek uśmiechnął się.

– A kto z nas nie? Tłumaczymy sobie to tylko tym, że chcemy bzyknąć, a przecież w całej tej historii nie o seks chodzi. – wyjaśnił. – Chcemy zakochać się w najpiękniejszych kobietach na świecie, a prawda jest taka, że wygląd przestanie być ważny. Bez gadania wybierzemy nawet najgorszego paszteta ze wsi, aby tylko potrafił nas kochać.

– A co będzie z nami? – zapytał Mateusz nie widząc happy endu naszej znajomości.

– Nic. Zapomnimy o sobie, kiedy zrozumiemy, że miłość jest lepsza niż przyjaźń. Ty, ja, Grześ i Janek – to będzie zamknięty epizod, który zbliża się ku końcowi. Ale wcale nie musi się źle zakończyć.

– Kurwa, lubię naszą paczkę…

– Ja też. Kto wie, czy teraz nie okażę się ona ważniejsza od wszystkiego dookoła. Może zapamiętamy ją, jako najpiękniejsze chwile naszego życia Bonku…

Znowu nastała cisza. Bonk rzucił wypalonego papierosa na podłogę i zadeptał nogą. Myślał nad tym, co powiedział mu Piotrek. Zastanawiał się, czy odebrać to jako piękne słowa, czy jako pieprzenie bez sensu. Sam zdawał sobie sprawę, że koniec kiedyś nadejdzie, ale nie chciał wierzyć, że tak szybko. To smutne.

– To jak, rozwiążesz mnie? – zapytał Piotrek. Jego słowa wyrwały Mateusza z zamyślenia. Pokiwał głową i już szedł w stronę Piotrka, kiedy drzwi do magazynku otworzyły się z hukiem. Ja i Grześ wbiegliśmy do środka i odgrodziliśmy Bonka od Piotrka.

Stój!

– Nawet nie próbuj go tknąć morderco! – ostrzegłem starając się, aby moja morda wyglądała groźnie.

– Widzisz Bonku? – odezwał się Piotrek. – To nie ma prawa się źle zakończyć…

Bonk uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową. Brew nad okiem Grzesia wystrzeliła w górę.

– Ty go nie ten… Nie chciałeś zabić? – upewnił się, kiedy zauważył, że w sumie nic złego się nie dzieję.

– Chciałem go rozwiązać głupku…

Dobra. Przyznam, że i ja nie oczekiwałem takiego obrotu spraw. Miała być krew, a tu trwa spotkanie jak na herbatce. Widziałem, że Grzesio też się tego nie spodziewał.

– Dobra, rozwiąż go… – powiedział w końcu. – Ale mam Cię na oku!

– Jeden niewłaściwy ruch i wykręcę Ci kark słuchaj! – ostrzegłem. Bonk roześmiał się, a mój ptaszek skurczył ze wstydu.

I wy, i ja – wiemy, że nic nie trwa wiecznie. Wszystko się kiedyś skończy, a z najpiękniejszymi rzeczami najtrudniej przyjdzie nam się rozstać.

Przyjaźń to tak naprawdę fundament do postawienia na nim domu z miłości. Uczy nas, jakimi zasadami kierują się pozostałe uczucia, jak je zrozumieć lub zgłębić, aby utworzyć materiał na najpiękniejsze z nich. To właśnie przy nim przyjdzie nam mieszkać.

A fundament? Fundament spełnił swoją rolę. Potem musimy dbać o ciepło, w budynku, który na nim postawiliśmy. Dbać, aby już do końca płonęło w nim uczucie, które rozgrzeję osoby w nim mieszkające.

Najwyraźniej taka jest cena miłości. Jak myślicie?

27 thoughts on “Cholernie Męska Definicja Miłości, Część 6: To musi być miłość

  1. dobre dobre ;] ale czy trochę nie nad wyrost podkolorowane? ;] z drugiej strony, ta muzyka rewelacyjnie się komponuje ;]

  2. chodziło mi o przesadzenie trochę z tym całym przesłuchaniem 😉 biorąc pod pryzmat poprzednich części ;]

  3. mi się wydaje, że nie powinnismy skupiac się na „przesadzonym przesluchaniu”, bo raczej nie to jest kwintesencją tej notki ;p
    „tragizm” przesluchania wywołuje raczej smiech, z racji swojej „niepowaznosci”, a koncowe wnioski zaskakują i powalają swoją głębią i chyba tak mialo byc. Niewiem moze się mylę.

  4. „All those moments will be lost in time – like tears in rain”. To swoją drogą. Moim zdaniem jeśli przyjaźń jest prawdziwa – to nawet najprawdziwsza miłość nie jest jej w stanie zburzyć.

  5. wszystko pieknie, ładnie i cudownie ale kiedy wreszcie ty się Janku zakochasz? przynajmniej w tej historyjce!

  6. Ja jej nie wymyślam, wiec nie licz, że w następnym wpisie będę się żenił. Jeszcze nie poleciała na mnie żadna, ja na żadną też nie, bo czekam na ideał.
    Jeżeli jednak mam wśród komentatorek blondynki, to czekam na oferty matrymonialne – sposob.blog@o2.pl

Dodaj komentarz